15 rzeczy które zaskoczyły nas w Portugalii

Ten post piszemy opierając się na naszych własnych doświadczeniach będąc na Erasmusie w małej miejscowości na północy Portugalii (dodatkowo podróżując i zbierając "wywiad" od znajomych na Erasmusie w Porto).



1. Brak grzejników w domach

Miałyśmy tą świadomość jadąc na Erasmusa do Portugalii jednak, jak to w życiu bywa, oczekiwania vs rzeczywistość. Trochę nas to przeraziło jak strasznie zimno jest w mieszkaniach. Nawet gdy na dworze 30 stopni, my ubierałyśmy się w ciepłe bluzy i długie dresy chodząc po domu. Jeśli wiec planujecie przyjazd tutaj na więcej niż tydzień, koniecznie zabierzcie ze sobą duuużo ciepłych rzeczy.



2. Odkładanie wszystkich spraw na później, życie bez pośpiechu

My, typowe polaczki, czasami wpadamy w szał i denerwujemy się na beztroskę i odkładanie wszystkiego na później typowego dla Portugalczyków. Zepsute łóżko? Naprawi się. Deska od toalety cały czas odpada? Jak znajdą się części to się zrobi.  Oczywiście jeśli akurat w tym czasie nie będzie deszczu ani śniegu, bo wtedy... oczywiście że nie pracują! Tylko dwa seanse w kinie na miesiąc na film który każdy chce obejrzeć? Proste. I więcej nie będzie, bo po co zbijać na kimś hajs. Niestety trzeba się do tego przyzwyczaić i się z tym pogodzić. A my zaczęłyśmy doceniać pracowitość, ambicje i przynajmniej próbowanie robienia wszystkiego na czas przez naszych rodaków. 



3. Ubieranie się nieadekwatnie do pogody

Czy śnieg czy deszcz czy słońce - na każdą pogodę przecież można ubrać się tak samo. Niektórzy przy 20 stopniach chodzą ubrani w ciepłe, zimowe kurtki. Nie wspominając już o siedzeniu w nich na lekcjach, gdzie temperatura w sali jest jeszcze wyższa. 



4. Brak znajomości języka angielskiego, nawet przez młodych ludzi

Zauważyłyśmy to mieszkając w małym mieście (ale studenckim), że młodzi ludzie mają duży problem z tym językiem. Nie mówiąc już o porozumiewaniu się w sklepie, aptece, z kierowcą autobusu, na poczcie, w restauracji... czasami jest ciężko. Wiemy natomiast, że w dużych miastach, jak Porto czy Lizbona, bariera językowa nie występuje i z łatwością możecie porozumieć się z każdym wszędzie. 


5. Sjesta w godzinach 12.30-14.00 i czasami 16-18, nikt wtedy nie pracuje

Nie jest to typowe tylko i wyłącznie dla Portugalii, ale Hiszpania, Włochy czy Grecja też mogą się tych poszczycić. Nie ma zajęć, nie ma pracy, jest odpoczywanie i lunch. Wszyscy mają wolne. Chcesz pójść na pocztę i coś załatwić, ale na poczcie też mają wolne. Czasami może być ciężko, ale kto by się tam tym przejmował...


6. Brak sklepów z kosmetykami (lub ich bardzo ograniczona ilość)

Przez dwa miesiące od przyjazdu do Portugalii szukałam bronzera do twarzy, peelingu i paru innych rzeczy z kolorówki. Kosmetyki dostępne są głównie w dużych supermarketach typu Continental czy Lidl, ale wybór i tak nie zwala z nóg. Portugalki nie malują się przesadnie i może to i dobrze, tylko pytanie - czy robią to dlatego że nie potrzebują czy nie mają innego wyboru, gdyż półki z kolorówką świecą pustkami?


7. Bardzo dobre wyczucie stylu (Portugalki ubierają się bardzo modnie)

Może i nie mogą pochwalić się pięknymi makijażami, ale za to z modą są za pan brat. Naprawdę wiele przyciągających oko, modnie ubranych dziewczyn na ulicach.



8. Niski poziom nauki, bardzo mało praktycznej wiedzy

Nie na wszystkich kierunkach, nie na każdej uczelni. To zależy. Ale mocno byłam zdziwiona, gdy koleżanka studiująca medycynę, będąca na Erasmusie w Porto, powiedziała mi że tego czego Portugalczycy uczą się na 4 roku, w Polsce mają już na 1. Praktycznych zajęć też nie ma za dużo. Z mojego doświadczenia (kierunek dietetyka) mogę powiedzieć, że nie mają oni tutaj żadnych programów do rozpisywania diet (w Polsce mamy kilka i to naprawdę fajnych), a na zajęciach z Dietetyki Klinicznej przez 2 godziny siedzą na kompach i przeglądają strony z ubraniami lub nie robią po prostu NIC. Ogromna strata czasu...


9. Zajęcia nie zaczynają się wcześniej niż o 9 i trwają nawet do 23

Jestem przyzwyczajona do zaczynania zajęć nawet o 7.30, a tymczasem będąc tutaj mam mnóstwo czasu rano, żeby się wyspać. To się ceni ;) Tylko późniejsze zajęcia czasami wiążą się z tym, że będziemy musieli dłużej zostać w szkole... czasami nawet do 23. Mi osobiście na pewno bardzo ciężko byłoby się przestawić na taki tryb życia.


10. Bardzo ograniczona możliwość płatności kartą (że już o płatności telefonem nie wspomnę...)

W małych miastach (takich jak Braganca) jest to bardzo rzadkie zjawisko - zbliżeniowa płatność kartą. Jeśli już, to kartą ale przy użyciu pinu. Na początku było to bardzo irytujące, gdyż w Polsce jest już to normą i można płacić kartą praktycznie wszędzie, bez żadnych limitów. W Porto czy Lizbonie jest to także normalne (chociaż też nie wszędzie - małe sklepiki raczej nie mają takich opcji).


11. Możliwość picia w miejscach publicznych ( policja nie ma nic do tego, możesz ich nawet poczęstować ;))

Podobno. Ale my nigdy nie próbowałyśmy ;)



12. Palenie w środku klubu czy baru

Przez pół roku pobytu na Erasmusie więcej nawdycham się dymu z papierosów poprzez bierne palenie niż wypale czynnie w ciągu całego mojego życia (nie pale na co dzień papierosów, niekiedy jeden czy dwa okazyjnie, na imprezie). Ale nawet nie chodzi tu o zdrowie (chociaż jest to bardzo ważna kwestia). Na drugi dzień wszystkie ubrania, włosy i generalnie całe ciało śmierdzi Ci fajkami. Nie mówiąc już o ryzyku, że podczas wywijania na parkiecie, ktoś przypadkowo może zgasić szluga o Twoją rękę, kurtkę, włosy (wszystko co możliwe). Zdecydowanie trzy razy NIE.




13. Imprezy, które zaczynają się o 2 lub nawet 3 nad ranem

Przyznam, że na początku było dosyć dziwne iść do klubu o 3 nad ranem. Oczywiście biforek lub bar wcześniej są grane, ale sam fakt pójścia tańczyć o godzinie o której zazwyczaj normalnie powoli wracasz już z imprezy... powiem tak - na trzeźwo nie da rady ;)




14. Specjalne karty na alkohol, które dostaje się przy wejściu do klubu/baru i wszyscy płacą przy wyjściu


Wiem, że w Polsce też funkcjonują już takie kluby, ale moim zdaniem jest to totalny nonsense. No bo ok, wchodzisz do klubu, dostajesz kartę, idziesz do baru, zamawiasz co chcesz i niczym się nie martwisz. Potem jest koniec imprezy, zapalają światła i nagle cały tłum ciśnie się do wyjścia, a wcześniej do baru, żeby zapłacić. No i pomyśl sobie, że cały klub był zapchany, ledwo znalazł się skrawek podłogi do skakania z nóżki na nóżkę, a nagle wszyscy pakują się do wyjścia. Dodatkowa godzina czekania w kolejce jako ostatnia atrakcja imprezy gwarantowana.


15. "Szoty" w barze, których wielkość równa się połowie wielkości naszego normalnego "szota" w Polsce

Na koniec takie typowe spostrzeżenie które nas, Polaków, od razu zraziło w oczy. Małe shoty. Naprawdę małe. Ale płacicie za nie 1 Euro, a czasami nawet i mniej. Aaa i oczywiście... barman często pije razem z Wami ;) A zatem Saude! (Na zdrowie!)




Komentarze